PODRÓŻE MAŁE I DUŻE
BIESZCZADY PO LATACH
Tym razem będzie to zachęta do podróżowania póki sił starczy. Będzie to przypomnienie chwil młodości spędzonych w bieszczadzkich ostępach.
A wszystko zaczęło się 55 lat temu, gdy kolejny rocznik przyszłych adeptów sztuki leśnej Wydziału Leśnego SGGW z Warszawy odbywał swoje ćwiczenia zawodowe. Tym razem z tak zwanego użytkowania lasu, inaczej mówiąc, z teorii i praktyki wycinania lasów, poznawania jakości drewna, jego transportu po stromych, górskich zboczach. Praktyki odbywały się w nadleśnictwie Cisna a zakwaterowani byliśmy w hotelu robotniczym w Lisznej, w 6-osobowym pokoju, łóżka podobne do prycz, koza do ogrzewania pomieszczenia. I to wszystko! Był to czas olimpiady w Meksyku, za antenę służył zwykły drut na kiju wystawionym na dachu. Śnieżyło, warczało ale rekord świata w skoku w dal Amerykanina Boba Beamona pamiętam do dziś.
Osadę leśną otaczały porośnięte lasem mieszanym stoki gór, na leśnych polanych zbieraliśmy rydze, a czerwone jesienne buczyny stanowiły jedyną w swoim rodzaju scenerię. Blisko miesiąc spędzony w bieszczadzkiej głuszy i tamtą atmosferę postanowiliśmy przypomnieć po 55 latach.
Niestety nie wszyscy mogli zmobilizować się na odległą od domów wyprawę. Kilkoro z nas miało przed sobą kilkaset kilometrów – z Białegostoku, Torunia, Olsztyna, Supraśla, Łodzi i innych miejscowości. Kilkunastu, którzy odeszli na wieczną wartę mogliśmy przywołać poprzez wspomnienia.
Przyjechało nas 21 osób, większość roczniki 1944-1946. Część z przewlekłymi chorobami, z trudnościami w poruszaniu się. Ale przyjechali. Zmobilizowali się na ostatnią taką podróż w poszukiwaniu miejsc, ludzi, przyrody a także z ciekawości zmian, które w pół wieku zaszły w Bieszczadach.
Oczywiście odwiedziliśmy stary hotel w Lisznej, żubry w Mucznem, stare połemkowskie cerkwie w Chmielu i Smolniku, średniowieczne zabytki Leska, tamy w Myczkowcach i Solinie, przełęcz w Berehach z widokami na Połoniny Wetlińską i Caryńską. Wyprawę kończył 2,5 godzinny rejs statkiem po Zalewie Solińskim- Bieszczadzkim Morzu, pamiętającym plany filmu „Ogniem i Mieczem”.
Tę wyprawę odbyliśmy nie tylko dla siebie, aby przypomnieć sobie tamte lata. Była ona też potrzebą podróży w imieniu wszystkich tych, którzy złożeni chorobami, starością i brakiem mobilności, musieli zostać w swoich domach. Jak nazwać taką podróż? Sentymentalną? Heroiczną? W ofierze? A może po prostu jedną z ważnych podróży każdego z nas…
Krzysztof Wolfram Supraśl, luty 2022
zdjęcia Krzysztof Wolfram